"O książkach
mogłabym pisać, i pisać, ale dzisiaj będzie krótko, bo chcę TO zostawić w
sobie jak najdłużej... Z tego też powodu wczoraj nic nie czytałam, a
dziś... No cóż, dziś kusi kolejna książka, która czeka na mnie przy
łóżku, ale postaram się być dzielna i nie ulec pokusie..." - te słowa
miałam napisać dwa dni temu... Tekstu nie dokończyłam, a więc postu nie
było... Za to wskoczyłam szybciej do łóżka no i oczywiście pokusie się
nie oparłam... I tak to złapałam kolejny maleńki CUD. Czym są te moje
małe CUDA?
Moje małe CUDA są jak drobinki złota… Bardzo starannie
przesiewam je z ogromnych okruchów życia, sklejam je wszystkie razem i tak
otrzymuję moje SZCZĘŚCIE. I napawam się JEGO obecnością… Małym cudem jest
promyk słońca łaskoczący mnie o poranku, bo go po prostu czuję! Nieważne, że piegi,
że buzia zaspana… ON mnie łaskocze, nieporadnie (nieraz zahaczy o poduszkę),
ledwo wyczuwalnie i zabawnie… Małym cudem jest to, że słyszę wokół tyle
dźwięków: cudownych, mniej cudownych i paskudnych… Ale SĄ! Odbijają się
najpierw o wszystko dookoła, a gdy już trafią do mego ucha, to dalej się
obijają, ale już wewnątrz mnie, wewnątrz mojej głowy. Słyszę nawet, gdy inni
nie słyszą a nie słyszę, gdy bardzo słyszeć nie chcę… I cudem są te wszystkie
barwy mieszające się jak w kalejdoskopie. W jednej chwili potrafią zachwycić, w
jednej chwili potrafią przerazić, a ja??? Ja wtedy najzwyczajniej mogę zacisnąć
mocno powieki i…. JUŻ NIC NIE WIDZĘ :) Takich cudów mogłabym wymieniać mnóstwo:
maleńkie rączki zarzucone na moją szyję, cichy spokojny oddech małej istotki
wtulonej w moje ramiona, kawa pachnąca o poranku, wiatr buszujący w moich
włosach i sen, który wieczorem wcale nie chce przyjść… Te MAŁE i WIĘKSZE CUDA
mam na co dzień, w tym również ostatnio, ale… jest jeszcze jeden CUD i to nie
wiem czy taki mały ;) Otóż okazało się, że nareszcie mamy wspaniałe książki
POLSKICH AUTORÓW. Przywykłam już do światowych bestsellerów, od których nie
sposób się oderwać… I owszem, od czasu do czasu przez te trzy dziesięciolecia
zdarzały się książki napisane w naszym rodzimym języku, które porywały, ale… to
było jak na lekarstwo :( Teraz nareszcie to się zmieniło! Pochłaniam od pewnego
czasu książki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marii Ulatowskiej, a niedawno
zatraciłam się w książkach o SZCZĘŚCIU Anny Ficner-Ogonowskiej. Zaraz potem
oczyma duszy i wyobraźni przeniosłam się do RÓŻAN z książek Bogny Ziembickiej
(czekam niecierpliwie na kolejne!), a właśnie wczoraj z Magdą brałam w ciemno
domek w uroczej miejscowości Malownicze… I zaraz znowu wskoczę
do łóżka (w końcu pora ku temu stosowna), by ponownie znaleźć się w Wymarzonym Domu Magdaleny Kordel... Czy to
nie CUD? Tyle wspaniałych książek polskich autorek??? Ja mam tylko cichą
nadzieję, że ten CUD mi nie zniknie i że wkrótce znowu pojawi się jakieś
arcydzieło – POLSKIE a na miarę ŚWIATOWĄ :) Bo ja chcę czytać i nadal łapać moje kolejne okruchy SZCZĘŚCIA...
Pięknie napisane :) Ja jakoś nie mogę znaleźć czasu na książki, a kiedyś czytałam dużo :)
OdpowiedzUsuń