wtorek, 4 marca 2014

Moje DROBINKI szczęścia...

"O książkach mogłabym pisać, i pisać, ale dzisiaj będzie krótko, bo chcę TO zostawić w sobie jak najdłużej... Z tego też powodu wczoraj nic nie czytałam, a dziś... No cóż, dziś kusi kolejna książka, która czeka na mnie przy łóżku, ale postaram się być dzielna i nie ulec pokusie..." - te słowa miałam napisać dwa dni temu... Tekstu nie dokończyłam, a więc postu nie było... Za to wskoczyłam szybciej do łóżka no i oczywiście pokusie się nie oparłam... I tak to złapałam kolejny maleńki CUD. Czym są te moje małe CUDA?


Moje małe CUDA są jak drobinki złota… Bardzo starannie przesiewam je z ogromnych okruchów życia, sklejam je wszystkie razem i tak otrzymuję moje SZCZĘŚCIE. I napawam się JEGO obecnością… Małym cudem jest promyk słońca łaskoczący mnie o poranku, bo go po prostu czuję! Nieważne, że piegi, że buzia zaspana… ON mnie łaskocze, nieporadnie (nieraz zahaczy o poduszkę), ledwo wyczuwalnie i zabawnie… Małym cudem jest to, że słyszę wokół tyle dźwięków: cudownych, mniej cudownych i paskudnych… Ale SĄ! Odbijają się najpierw o wszystko dookoła, a gdy już trafią do mego ucha, to dalej się obijają, ale już wewnątrz mnie, wewnątrz mojej głowy. Słyszę nawet, gdy inni nie słyszą a nie słyszę, gdy bardzo słyszeć nie chcę… I cudem są te wszystkie barwy mieszające się jak w kalejdoskopie. W jednej chwili potrafią zachwycić, w jednej chwili potrafią przerazić, a ja??? Ja wtedy najzwyczajniej mogę zacisnąć mocno powieki i…. JUŻ NIC NIE WIDZĘ :) Takich cudów mogłabym wymieniać mnóstwo: maleńkie rączki zarzucone na moją szyję, cichy spokojny oddech małej istotki wtulonej w moje ramiona, kawa pachnąca o poranku, wiatr buszujący w moich włosach i sen, który wieczorem wcale nie chce przyjść… Te MAŁE i WIĘKSZE CUDA mam na co dzień, w tym również ostatnio, ale… jest jeszcze jeden CUD i to nie wiem czy taki mały ;) Otóż okazało się, że nareszcie mamy wspaniałe książki POLSKICH AUTORÓW. Przywykłam już do światowych bestsellerów, od których nie sposób się oderwać… I owszem, od czasu do czasu przez te trzy dziesięciolecia zdarzały się książki napisane w naszym rodzimym języku, które porywały, ale… to było jak na lekarstwo :( Teraz nareszcie to się zmieniło! Pochłaniam od pewnego czasu książki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marii Ulatowskiej, a niedawno zatraciłam się w książkach o SZCZĘŚCIU Anny Ficner-Ogonowskiej. Zaraz potem oczyma duszy i wyobraźni przeniosłam się do RÓŻAN z książek Bogny Ziembickiej (czekam niecierpliwie na kolejne!), a właśnie wczoraj z Magdą brałam w ciemno domek w uroczej miejscowości Malownicze… I zaraz znowu wskoczę do łóżka (w końcu pora ku temu stosowna), by ponownie znaleźć się w Wymarzonym Domu Magdaleny Kordel... Czy to nie CUD? Tyle wspaniałych książek polskich autorek??? Ja mam tylko cichą nadzieję, że ten CUD mi nie zniknie i że wkrótce znowu pojawi się jakieś arcydzieło – POLSKIE a na miarę ŚWIATOWĄ :) Bo ja chcę czytać i nadal łapać moje kolejne okruchy SZCZĘŚCIA...



1 komentarz:

  1. Pięknie napisane :) Ja jakoś nie mogę znaleźć czasu na książki, a kiedyś czytałam dużo :)

    OdpowiedzUsuń