czwartek, 13 marca 2014

Moja podróż do MALOWNICZEGO... Czy gdzie indziej może istnieć ten WYMARZONY DOM?






Są książki, które czytamy zachłannie po to, by jak najprędzej dowiedzieć się, co się wydarzy i jak to się zakończy... Są jednak i takie, którymi chcemy się delektować i marzymy, by nigdy się nie skończyły. Do tych drugich zdecydowanie należy powieść  Magdaleny Kordel "MALOWNICZE. WYMARZONY DOM".

Czym to CUDO tak zachwyca? Odpowiedź na to pytanie wydaje się niezwykle prosta, a jednocześnie jak wyrazić to, co po prostu czuje się całym sobą? Zawsze mówię, że najtrudniej zdefiniować to, co najbardziej oczywiste...

Magda kupuje kota w worku, a tym "kotem" jest dom (trochę duży ten kot ;) W każdym bądź razie pewnego dnia Magda postanawia wziąć swój LOS w swoje ręce. Zostawia za sobą wszystko, co jest balastem na tej jej własnej drodze do szczęścia. Żadnego prostowania ścieżek, które ktoś jej wytycza! Po prostu trzeba wyznaczyć sobie swoją drogę... 

Zazwyczaj polega to na żmudnym jej wydeptywaniu, ale nieraz wystarczy obrać inny kurs, unieść się ponad wszystkim, zostawić za sobą mylące drogowskazy i ŻYĆ... Po prostu ŻYĆ: pełnią życia i po swojemu. Niestety nie każdego stać na taką odwagę, chyba że znajdziemy się w sytuacji podbramkowej, gdy wydaje nam się, że nie mamy już nic do stracenia i że już teraz może być tylko lepiej...

Dom położony jakby na końcu świata, w miejscowości, w której zdawałoby się, że czas się zatrzymał. Skąd właśnie takie wrażenia? Przecież autorka wcale nie przedstawia miasteczka jako "przedpotopowego"... Jest jednak coś, co zawsze kojarzyło się, kojarzy i będzie kojarzyło się z minionymi epokami: WOLNIEJSZE ŻYCIE i taka zwyczajna LUDZKA ŻYCZLIWOŚĆ. Na czym polega to wolniejsze życie? Wcale nie na braku wrażeń czy braku problemów, ale na tym, że każdy ma czas na spojrzenie wokół siebie, na spojrzenie do góry i na podziwianie CUDÓW, które miał zaszczyt dostrzec. Wolniejsze życie to to, że człowiek ma czas na to, by usiąść z sąsiadami na tarasie i powolutku sączyć herbatkę... A ŻYCZLIWOŚĆ? Tego chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć :) Ten uśmiech przypadkowego przechodnia, ta dłoń wyciągnięta ZUPEŁNIE bezinteresownie i ta gotowość rezygnacji z odrobiny swojego JA... I już nie JA jestem najważniejszy, nie JA jestem najbardziej pokrzywdzony przez życie, nie JA zasługuję na więcej niż życie mi daje.

I jak można nie tęsknić za takim miejscem na ziemi? Czy dom położony w takiej miejscowości może nie być tym jedynym i wymarzonym?

Póki co żałuję, że książka się skończyła... Że ma tylko 391 stron a nie na przykład 700... I póki co czekam na ciąg dalszy... Z niecierpliwością i wiarą, że znowu będę mogła przenieść się do Malowniczego, by podładować swoje akumulatory... Nie ma lepszego źródła energii niż optymizm i nadzieja... Dziękuję :)

2 komentarze:

  1. :)
    Bajecznie..Jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie książki :-)
    Dziękuję za recenzję,na pewno sięgnę po nią :-)

    OdpowiedzUsuń