poniedziałek, 31 marca 2014

Ile można przeczytać dla SAMEJ IDEI czytania?

Nie, nie zapomniałam o blogu, ale prowadzę ostatnio walkę... Na szczęście nie z KIMŚ lecz z CZYMŚ :) To COŚ tkwi we mnie i każe mi odłożyć na bok książkę, z którą męczę się już przez jakieś 125 stron... Niby tylko 125 stron, ale - i tutaj przyznaję z ciężkim sercem - te 125 stron czytam już chyba ponad tydzień... Staram się codziennie przed snem przeczytać chociaż odrobinkę i za każdym razem mam nadzieję, że nareszcie jakimś cudem porwie mnie i przeniesie w świat malowany przez autora pięknymi słowami, a zarazem jakby otoczony magicznym kręgiem, przez który ja, jako czytelnik, nijak przeniknąć nie mogę...

Nie czuję się z tym najlepiej, bo jest to książka, którą bardzo chciałam przeczytać. Na dodatek zbiera mnóstwo dobrych recenzji, a dla mnie jest nie lada wyzwaniem... Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy ze mną wszystko w porządku, skoro ludzie się zachwycają, a ja się męczę. Pobuszowałam więc nieco i natknęłam się na recenzję, której autor przyznaje, że trudno było mu przebrnąć pierwszą część książki... No dobrze, tyle że ta pierwsza część to ponad 200 stron, czyli prawie 1/3 powieści. Czy rzeczywiście to, co znajduje się na pozostałych stronicach, warte jest tego poświęcenia? 

Uffff, no to wyrzuciłam z siebie to, co mnie ostatnio męczy :)




poniedziałek, 17 marca 2014

-40 zł na ZAKUPY w WYDAWNICTWIE ZNAK

Kochani a to wspaniała niespodzianka od Wydawnictwa ZNAK... I jak tutaj ICH nie kochać?

Przy zakupach za 100 zł na znak.com.pl odcinamy 40 zł.
Szczegóły promocji:
1. Aby skorzystać z promocji należy wpisać na stronie www.znak.com.pl kod rabatowy - zycie40
2. Gdy wartość Twojego zamówienia wyniesie 100 zł, od Twojego zamówienia odejmiemy 40 zł.
3. Rabat nie łączy się z innymi kodami rabatowymi.
4. Kod rabatowy jest ważny do 31 marca 2014 roku.

czwartek, 13 marca 2014

Moja podróż do MALOWNICZEGO... Czy gdzie indziej może istnieć ten WYMARZONY DOM?






Są książki, które czytamy zachłannie po to, by jak najprędzej dowiedzieć się, co się wydarzy i jak to się zakończy... Są jednak i takie, którymi chcemy się delektować i marzymy, by nigdy się nie skończyły. Do tych drugich zdecydowanie należy powieść  Magdaleny Kordel "MALOWNICZE. WYMARZONY DOM".

Czym to CUDO tak zachwyca? Odpowiedź na to pytanie wydaje się niezwykle prosta, a jednocześnie jak wyrazić to, co po prostu czuje się całym sobą? Zawsze mówię, że najtrudniej zdefiniować to, co najbardziej oczywiste...

Magda kupuje kota w worku, a tym "kotem" jest dom (trochę duży ten kot ;) W każdym bądź razie pewnego dnia Magda postanawia wziąć swój LOS w swoje ręce. Zostawia za sobą wszystko, co jest balastem na tej jej własnej drodze do szczęścia. Żadnego prostowania ścieżek, które ktoś jej wytycza! Po prostu trzeba wyznaczyć sobie swoją drogę... 

Zazwyczaj polega to na żmudnym jej wydeptywaniu, ale nieraz wystarczy obrać inny kurs, unieść się ponad wszystkim, zostawić za sobą mylące drogowskazy i ŻYĆ... Po prostu ŻYĆ: pełnią życia i po swojemu. Niestety nie każdego stać na taką odwagę, chyba że znajdziemy się w sytuacji podbramkowej, gdy wydaje nam się, że nie mamy już nic do stracenia i że już teraz może być tylko lepiej...

Dom położony jakby na końcu świata, w miejscowości, w której zdawałoby się, że czas się zatrzymał. Skąd właśnie takie wrażenia? Przecież autorka wcale nie przedstawia miasteczka jako "przedpotopowego"... Jest jednak coś, co zawsze kojarzyło się, kojarzy i będzie kojarzyło się z minionymi epokami: WOLNIEJSZE ŻYCIE i taka zwyczajna LUDZKA ŻYCZLIWOŚĆ. Na czym polega to wolniejsze życie? Wcale nie na braku wrażeń czy braku problemów, ale na tym, że każdy ma czas na spojrzenie wokół siebie, na spojrzenie do góry i na podziwianie CUDÓW, które miał zaszczyt dostrzec. Wolniejsze życie to to, że człowiek ma czas na to, by usiąść z sąsiadami na tarasie i powolutku sączyć herbatkę... A ŻYCZLIWOŚĆ? Tego chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć :) Ten uśmiech przypadkowego przechodnia, ta dłoń wyciągnięta ZUPEŁNIE bezinteresownie i ta gotowość rezygnacji z odrobiny swojego JA... I już nie JA jestem najważniejszy, nie JA jestem najbardziej pokrzywdzony przez życie, nie JA zasługuję na więcej niż życie mi daje.

I jak można nie tęsknić za takim miejscem na ziemi? Czy dom położony w takiej miejscowości może nie być tym jedynym i wymarzonym?

Póki co żałuję, że książka się skończyła... Że ma tylko 391 stron a nie na przykład 700... I póki co czekam na ciąg dalszy... Z niecierpliwością i wiarą, że znowu będę mogła przenieść się do Malowniczego, by podładować swoje akumulatory... Nie ma lepszego źródła energii niż optymizm i nadzieja... Dziękuję :)

środa, 12 marca 2014

Zakupowego szaleństwa nie było...

Dziś miała być recenzja, ale nie chcę pisać jej tak na szybko, bo ta książka zasługuje na coś więcej... Za to dziś kilka moich PRZEMYŚLEŃ (a co, i takowe będą się tutaj pojawiały)...

Jedna z moich dwóch ukochanych siostrzyczek namówiła mnie dziś na wypad do galerii. Wszak wiosna się zbliża i czas pomyśleć o podreperowaniu garderoby. Jakieś okrycie wierzchnie by się przydało i buty... Tyle że pojawił się iny problem: doszłam do wniosku, że ja to nietypowa kobieta jestem. Gorzej: u nas to chyba rodzinne, bo bieganie po sklepach, szukanie i przymierzanie w ogóle nie jest w naszym guście. Ale co zrobić, kiedy naprawdę w końcu trzeba COŚ kupić? 

Przemierzyłyśmy naprawdę sporo kilometrów. Wchodziłyśmy do każdego sklepu, w którym wydawało się nam możliwe upolowanie tego, czego szukałyśmy, i.... oczywiście klapa na całej linii :( Nogi bolą od tego biegania i pozostał niesmak, że nie potrafiłyśmy znaleźć dla siebie niczego odpowiedniego i... godnego naszej uwagi :( Czy to nie powinno nas przerażać? Co z nas za kobiety? Wchodzimy gotowe na prawdziwe szaleństwo zakupowe a wychodzimy z pustymi rękoma... Może jeszcze nie odkryłyśmy tych "naszych" odzieżowych marek i sklepów, które tak by zauroczyły, że nie dałoby się wyjść bez niczego?

Chyba jestem wieczną poszukiwaczką i tyle... Bo co będę się dołować, że coś ze mną nie tak? Kosmetyków też poszukiwałam i poszukuję, ale za to jak już odkryję jakieś cudeńko to wiem, że musi być moje NA ZAWSZE. I o tych moich CUDEŃKACH też kiedyś na pewno napiszę... Póki co zmęczona idę posłuchać co w trawie piszczy ;)

wtorek, 11 marca 2014

Trzy rodzaje książek wg mojej osobistej skali...

Książki podzieliłabym na kilka rodzajów:
1) te, przez które nijak nie da się przebrnąć i w końcu zrezygnowana odkładam na bok, by nigdy do nich nie wrócić;
2) te, które wciągają od pierwszych stronic i człowiek zachłannie wertuje kartki, by dowiedzieć się jak to wszystko się zakończy;
3) i w końcu te, które od samego początku są obietnicą niesamowitych przeżyć i tak umiejętnie je dawkują, że człowiek delektuje się nimi, chłonąc każde słowo, każdy namalowany słowami obraz, każdą myśl i każde uczucie, które zdawałoby się nie mieć odpowiedników w werbalnym świecie, a tak wspaniale nazwane przez autora, że można nie zastanawiać się, co autor miał na myśli...

I właśnie jedną z książek, a raczej rządkami liter, które chciałabym z niej wyczytać i zostawić w sobie na zawsze, delektuję się ostatnio. "Delektuję" to najodpowiedniejsze słowo, bo od paru dni dawkuję sobie wieczorami tę lekturę jak najbardziej wysublimowaną przyjemność. I nawet kiedy natrętna POKUSA próbuje nakłonić mnie, bym czytała dalej, dzielnie zamykam książkę mówiąc sobie ot tak po prostu DOŚĆ... Potem zamykam oczy i chociaż przez moment pozostaję w świecie, który stworzyła Magdalena Kordel w "Malownicze. Wymarzony dom".

I wybaczcie: dzisiaj zostały mi ostatnie strony, więc mam zamiar zatracić się w lekturze bez reszty... A co tam delektowanie! Dziś będzie szaleństwo na całego, a jutro ciut więcej na temat powieści :)





wtorek, 4 marca 2014

Moje DROBINKI szczęścia...

"O książkach mogłabym pisać, i pisać, ale dzisiaj będzie krótko, bo chcę TO zostawić w sobie jak najdłużej... Z tego też powodu wczoraj nic nie czytałam, a dziś... No cóż, dziś kusi kolejna książka, która czeka na mnie przy łóżku, ale postaram się być dzielna i nie ulec pokusie..." - te słowa miałam napisać dwa dni temu... Tekstu nie dokończyłam, a więc postu nie było... Za to wskoczyłam szybciej do łóżka no i oczywiście pokusie się nie oparłam... I tak to złapałam kolejny maleńki CUD. Czym są te moje małe CUDA?


Moje małe CUDA są jak drobinki złota… Bardzo starannie przesiewam je z ogromnych okruchów życia, sklejam je wszystkie razem i tak otrzymuję moje SZCZĘŚCIE. I napawam się JEGO obecnością… Małym cudem jest promyk słońca łaskoczący mnie o poranku, bo go po prostu czuję! Nieważne, że piegi, że buzia zaspana… ON mnie łaskocze, nieporadnie (nieraz zahaczy o poduszkę), ledwo wyczuwalnie i zabawnie… Małym cudem jest to, że słyszę wokół tyle dźwięków: cudownych, mniej cudownych i paskudnych… Ale SĄ! Odbijają się najpierw o wszystko dookoła, a gdy już trafią do mego ucha, to dalej się obijają, ale już wewnątrz mnie, wewnątrz mojej głowy. Słyszę nawet, gdy inni nie słyszą a nie słyszę, gdy bardzo słyszeć nie chcę… I cudem są te wszystkie barwy mieszające się jak w kalejdoskopie. W jednej chwili potrafią zachwycić, w jednej chwili potrafią przerazić, a ja??? Ja wtedy najzwyczajniej mogę zacisnąć mocno powieki i…. JUŻ NIC NIE WIDZĘ :) Takich cudów mogłabym wymieniać mnóstwo: maleńkie rączki zarzucone na moją szyję, cichy spokojny oddech małej istotki wtulonej w moje ramiona, kawa pachnąca o poranku, wiatr buszujący w moich włosach i sen, który wieczorem wcale nie chce przyjść… Te MAŁE i WIĘKSZE CUDA mam na co dzień, w tym również ostatnio, ale… jest jeszcze jeden CUD i to nie wiem czy taki mały ;) Otóż okazało się, że nareszcie mamy wspaniałe książki POLSKICH AUTORÓW. Przywykłam już do światowych bestsellerów, od których nie sposób się oderwać… I owszem, od czasu do czasu przez te trzy dziesięciolecia zdarzały się książki napisane w naszym rodzimym języku, które porywały, ale… to było jak na lekarstwo :( Teraz nareszcie to się zmieniło! Pochłaniam od pewnego czasu książki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marii Ulatowskiej, a niedawno zatraciłam się w książkach o SZCZĘŚCIU Anny Ficner-Ogonowskiej. Zaraz potem oczyma duszy i wyobraźni przeniosłam się do RÓŻAN z książek Bogny Ziembickiej (czekam niecierpliwie na kolejne!), a właśnie wczoraj z Magdą brałam w ciemno domek w uroczej miejscowości Malownicze… I zaraz znowu wskoczę do łóżka (w końcu pora ku temu stosowna), by ponownie znaleźć się w Wymarzonym Domu Magdaleny Kordel... Czy to nie CUD? Tyle wspaniałych książek polskich autorek??? Ja mam tylko cichą nadzieję, że ten CUD mi nie zniknie i że wkrótce znowu pojawi się jakieś arcydzieło – POLSKIE a na miarę ŚWIATOWĄ :) Bo ja chcę czytać i nadal łapać moje kolejne okruchy SZCZĘŚCIA...