niedziela, 22 czerwca 2014

"Dziewczyny z Powstania" i... dokąd zmierzasz świecie?

Chciałam dzisiaj napisać recenzję książki "Dziewczyny z Powstania" Anny Herbich, ale już tyle tych recenzji jest, że nieraz zastanawiam się jaki to ma sens... Z drugiej strony mam świadomość, że moje recenzje często są po prostu INNE. Pewnie z punktu widzenia polonisty trudno nawet nazwać je recenzjami, bo pełne są moich osobistych przemyśleń. A uwierzcie: "Dziewczyny z Powstania" naprawdę dają dużo do myślenia i to nie tylko o tym, co było... Jak dla mnie są idealną okazją do zatrzymania się w biegu i do przemyśleń nad tym, co jest i nad tym, dokąd to wszystko zmierza... 

Niestety porównując to, co było, z tym, co jest, ani jako społeczeństwo, ani jako jednostki, nie wypadamy korzystnie. I już wcale nie dziwią słowa słyszane dawniej od babć: ZA MOICH CZASÓW... A teraz już mało kto ma odwagę wypowiedzieć to zdanie głośno. Jedni obawiają się wyśmiania, że niby nie nadążają za zmianami i pozostają w tyle... Inni starają się przystosować do współczesnych realiów i nieważne, że przy tym trzeba nagiąć mnóstwo własnych światopoglądów, całkowicie przewartościować swój świat, stworzyć na nowo definicje wielu słów. 

Jednym z modnych pojęć jest ASERTYWNOŚĆ. Nie będę przytaczała definicji - kto będzie chciał sobie przypomnieć "wygoogluje" bez trudu :) Ja tylko chciałabym zwrócić uwagę na to, że asertywność to NIE JEST odmawianie typu: nie zostanę dłużej w pracy, bo skończyłam pracę 5 minut temu (swoją drogą, ciekawe czy bohaterkom "Dziewczyn z Powstania" przyszłoby w ogóle coś takiego do głowy). Teraz pseudo ASERTYWNOŚĆ jest często usprawiedliwieniem własnego.... LENISTWA, WYGODNICTWA i BRAKU EMPATII. Aż tak świat się zmienił? Aż tak trzeba przewartościować wszystko? A może wygodniej postawić świat do góry nogami? Nieważne, że narobimy zamieszania, huku i rumoru. Oto w końcu chodzi, by coś się działo, by nie było nudno i by wszyscy zauważyli, że NADESZŁO NOWE. I jestem oczywiście ZA, ale pod warunkiem, że to NOWE będzie lepsze... Ciągle tylko zmiany, i zmiany.... Tylko dlaczego każdy na hasło ZMIANY od razu mówi, że ONE ZAWSZE są na GORSZE? Nie, to akurat nie ma nic wspólnego z naszą przypadłością narodową, czyli narzekaniem. Tak naprawdę coraz częściej wstydzimy się przyznawać, że coś w naszym życiu jest nie tak. Wstydzimy się, bo a nuż ktoś ma gorzej? Ewentualnie - i chyba tak jest niestety częściej - nie przyznamy się, bo KTOŚ się z tego ucieszy, bo KTOŚ kiedyś to wykorzysta przeciwko nam... Tak więc narzekamy tylko wtedy, gdy wydaje nam się, że możemy sobie na to pozwolić, czyli przed przyjaciółmi lub bliskimi znajomymi... A co będzie gdy to nasze ZAUFANIE zostanie podeptane i zmieszane z błotem? NIC. Zamkniemy się w sobie, jakby tak być po prostu musiało.

Ps. A recenzja będzie jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz