Mimo
tego wszystkiego przez kilka tygodni niecierpliwie wyczekiwałeś mojego
przybycia. A ja przychodziłam, choć to chyba niewłaściwie określenie... Biegłam
w pośpiechu ulicami miasta. Mijałam ludzi. Potem już tylko jakieś korytarze...
Jeszcze schody jedne i drugie... I już mogłam włączyć komputer. Sekundy
ciągnące się w nieskończoność, ale nareszcie ten moment: jestem w sieci.
Wiedziałam, że czekasz, że musisz czekać. Nie mogło być inaczej. Myśli o mnie
powracały do ciebie z podwójną siłą. Im bardziej odganiałeś je od siebie, tym
były intensywniejsze. A ja to czułam... Jakby jakieś fluidy przechodziły od
ciebie do mnie...
Gra.
Zabawa.
Sieć.
Nie
ma niczego więcej... Wchodzisz do sieci i wiesz, że w każdej chwili – gdy tylko
przyjdzie ci taka ochota – wyjdziesz. Postać incognito. Mówisz co chcesz i
kiedy chcesz. Nawet kiedy powiesz coś za dużo – nikt cię nie zna. Wychodzisz i
tak, jak byłeś, tak cię nie ma. Lubiliśmy te nasze ciągnące się jakby w
nieskończoność dialogi. Drążyłam Twój umysł jak kropla wody skałę... Powolutku,
cierpliwie i nieświadomie. Przenikałam twoją duszę i twój umysł. Traciłeś
kontrolę. Coraz trudniej było przerwać ci rozmowę. Czekałeś, aż ja pierwsza
wyjdę z sieci. Spieszyłeś się na ważne spotkanie, ale czekałeś. Pisałeś, że
patrzysz jak odchodzę.
-
Ubieram się... – przeczytałam.
-
A byłeś rozebrany? – wystukałam śmiejąc się na głos.
Jejku,
gdyby w tym momencie ktoś patrzył na mnie z boku... O nie... Wolałabym nie znać
jego zdania o kobiecie śmiejącej się do monitora komputera.
-
Zakładam płaszcz, a ty?
Czy to nadal tylko gra? Wmawialiśmy sobie, że wszystko
jest w porządku. Dwa światy: twój i mój. Twoja żona, dzieci, praca, dom. Mój
mąż, dzieci i życie wypełnione setkami obowiązków... Trzeba przecież zrobić
wszystko, aby najbliżsi byli szczęśliwi i może nawet nieważne jakim kosztem...
Do naszych rozmów zaczęła wkradać się codzienność.
Niepostrzeżenie, jakby przemycana wśród żartów i przekomarzania się...
Codzienność, której cząstki odnajdywaliśmy w każdym słowie, a raczej w każdym
wyrazie wystukiwanym na klawiaturze.
Niekiedy wyglądało to tak, jakby aktor nagle odrzucił
maskę, by później ponownie szybko ją założyć... Jakby poczuł zażenowanie, że
zapomniał o czymś tak istotnym. Tyle że ta maska, przywdziewana niemal bez
przerwy, zaczynała jakoś idiotycznie męczyć. Coraz częściej zrzucałeś ją i
przez ułamki sekundy widziałam twoją prawdziwą twarz... Oblicze, które
odkrywałam dzień po dniu... Milimetr po milimetrze.
Cierpliwie wprowadzałeś mnie w wirtualną
rzeczywistość. Uczyłeś mnie zasad, którymi należy kierować się podczas zabawy w
sieci... Tyle że – co dziwniejsze – dotąd jakoś nie zauważyłam, by ktokolwiek
przestrzegał jakichś niepisanych reguł. Żadna z dotychczas poznanych przeze mnie
wirtualnych postaci nie przejawiała najmniejszej troski o tych, których
spotykała w sieci. Egoizm, egoizm i jeszcze raz egoizm. Do tej pory każdy
pisał o tym, że najważniejsza jest
dla niego po prostu dobra zabawa. Maleńkie kłamstewka rodziły duże kłamstwa...
Twoja zasada była prosta: nie krzywdzić. Tylko czy sam
jej zawsze przestrzegałeś? Coraz bardziej zaskakiwały mnie cechy charakteru,
które w tobie zaczynałam dostrzegać. Kogo jak kogo, ale ciebie – po takim, a
nie innym, wstępnym etapie naszej znajomości – na pewno nie podejrzewałabym o
nie.
Całkowicie odrzuciłeś swoją maskę, a razem z nią oboje
pozbyliśmy się resztek czujności. To wówczas powinniśmy spostrzec, że coś jest
nie tak, jak być powinno. Pytania i odpowiedzi. Dziesiątki, setki, tysiące...
Po nich następne... W ten sposób wkroczyliśmy wspólnie na bardzo niebezpieczną
drogę poznawania siebie od innej strony...
W chwili, gdy zaczęliśmy rozmawiać o życiu osobistym,
przestały istnieć dla nas tematy tabu.
-
Czy zdradzasz męża?
Uśmiechnęłam się do siebie. Kolejny dowód na to,
co w twoim życiu stoi bardzo
wysoko w hierarchii ważności. Ciekawa byłam jakiej odpowiedzi się spodziewałeś.
-
Nie, nigdy tego nie zrobiłam i nigdy tego nie zrobię.
I w sumie wtedy pomyślałam, że skoro tobie wolno
zadawać tak osobiste pytania, to dlaczego ja miałabym być gorsza. Dla mnie
wierność była czymś oczywistym, dla ciebie – nie. Zrozumiałam to już dawno...
Wcześniejsze twoje wypowiedzi dawały mi podstawy do innego sformułowania
pytania. Wiedziałam, jaka byłaby odpowiedz, gdybym zapytała po prostu „Czy
zdradziłeś żonę?”. Szkoda więc czasu, by pytać o rzeczy oczywiste.
-
Czy często zdradzasz żonę?
Ciekawość? Być może, ale dla mnie było to raczej
chęcią lepszego poznania ciebie, twojego sposobu myślenia. A może liczyłam na
to, iż dzięki tobie zrozumiem tę jakby obcą rasę – mężczyzn?
Nie wyczułam w tobie jakiegoś specjalnego wahania
przed udzieleniem odpowiedzi... Może tylko ledwie zauważalna cząstka minuty na
zastanowienie.
-
Hmm, ostatnio to chyba było ze trzy miesiące temu.
Czy czegoś takiego oczekiwałam? W końcu przecież niezupełnie
odpowiedziałeś na moje pytanie... A mnie coraz bardziej intrygowało, jak ty
patrzysz na zdradę. Jakie znaczenie ma ona w twoim życiu i tym samym jakie
znaczenie ma dla ciebie miłość. W końcu przecież byłeś żonaty i nie wierzyłam,
że ożeniłeś się i miałeś dzieci z kobietą, która była ci obojętna. Tak więc
coraz bardziej interesował mnie twój punkt widzenia. Może również między innymi
dlatego, że głęboko we mnie drzemały pewne zasady... A może to nie tyle zasady,
co przekonania tkwiące we mnie, w moich myślach? Nigdy dotąd nie potrafiłam – i
nadal nie potrafię – wyobrazić sobie pójścia do łóżka z facetem, do którego nie
czułabym nic więcej poza namiętnością czy chwilowym zauroczeniem.
I właśnie zupełnie niespodziewanie pojawia się
możliwość skonfrontowania mojego – jakby co niektórym się wydawać mogło –
staroświeckiego podejścia do rzeczy, z twoim – jakże odmiennym. Drążyłam więc
temat próbując dokonać szczegółowej analizy, jak na umysł typowo ekonomiczny
przystało.
- No nie mów mi, że to zawsze były tylko przelotne
związki, w których nie było miejsca na żadne uczucia.
Miałam wrażenie, że z trudem tłumisz w sobie śmiech...
Swoją drogą, jak coś takiego można wyczuwać poprzez sieć? Nie potrafię tego
wytłumaczyć...
- Jasne, że przelotne. I trzeba wiedzieć, kiedy takie
znajomości skończyć. Niepotrzebne mi panienki wzdychające z miłości i może
próbujące rozpieprzyć mi rodzinę.
Pomimo całej mojej tolerancji nie docierały do mnie
twoje tłumaczenia, że tak jest najwygodniej i najbezpieczniej. Ha ha, znowu
zobaczyłam w tobie bożyszcze kobiet, ale w sumie niby dlaczego to one miały się
w tobie zakochiwać a nie ty w nich?
- Spotykamy się raz, drugi, trzeci i jest cudownie, a
potem każde idzie w swoją stronę. Od razu stawiamy sprawę jasno, że zależy nam
tylko i wyłącznie na seksie, na spędzeniu kilku miłych chwil, a potem do
widzenia. Jeśli nam się spodoba, to możemy jeszcze kiedyś się spotkać. Jeśli
nie... Cóż... Nic na siłę...
Tak, już raz to słyszałam od ciebie... Ale chyba
mógłbyś mi to wbijać do głowy w nieskończoność, a dla mnie pewnie nadal
pozostałoby to jakąś białą plamą... Typowo męskie spojrzenie – pomyślałam.
Gdzieś na marginesie wspomniałeś jeszcze, że żona nie pozostaje ci dłużna. Z
upływem czasu zastanawiałam się, czy nie dodałeś tego na swoje usprawiedliwienie.
Może nie chciałeś być w moich oczach takim cholernie zimnym draniem? Nie
wiem... Zresztą to nie miałoby żadnego znaczenia.
I w ten sposób brnęliśmy coraz bardziej w głąb naszych
dusz. Nieustannie zwracałeś mą uwagę na to, że w sieci łatwiej zranić drugiego
człowieka. Granice pomiędzy światem realnym
a wirtualnym są zbyt płynne. Do takich wniosków jednak dochodziłam sama,
bo ty nie powiedziałeś mi o tym... Teraz myślę po prostu, że sam nie zdawałeś
sobie sprawy z zagrożeń wiążących się z różnymi znajomościami z sieci.
Powtarzałeś prawie do znudzenia, że wszystkie chwyty są dozwolone, poza jednym:
krzywdzeniem innych. Do znudzenia zaznaczałeś, że nie wolno zadawać nikomu
bólu. A ja pamiętałam i uczyłam się. Dawno przyjęłam zasadę, że nie będę kłamała.
Jeśli czegoś nie chciałam mówić – po prostu nie mówiłam, ale nie wymyślałam
nieistniejących faktów.
...czuję się jakbym była w zupełnie innym świecie:)))
OdpowiedzUsuń