sobota, 14 czerwca 2014

ZACZATOWANI część 2

Mimo tego wszystkiego przez kilka tygodni niecierpliwie wyczekiwałeś mojego przybycia. A ja przychodziłam, choć to chyba niewłaściwie określenie... Biegłam w pośpiechu ulicami miasta. Mijałam ludzi. Potem już tylko jakieś korytarze... Jeszcze schody jedne i drugie... I już mogłam włączyć komputer. Sekundy ciągnące się w nieskończoność, ale nareszcie ten moment: jestem w sieci. Wiedziałam, że czekasz, że musisz czekać. Nie mogło być inaczej. Myśli o mnie powracały do ciebie z podwójną siłą. Im bardziej odganiałeś je od siebie, tym były intensywniejsze. A ja to czułam... Jakby jakieś fluidy przechodziły od ciebie do mnie...
Gra.
Zabawa.
Sieć.

Nie ma niczego więcej... Wchodzisz do sieci i wiesz, że w każdej chwili – gdy tylko przyjdzie ci taka ochota – wyjdziesz. Postać incognito. Mówisz co chcesz i kiedy chcesz. Nawet kiedy powiesz coś za dużo – nikt cię nie zna. Wychodzisz i tak, jak byłeś, tak cię nie ma. Lubiliśmy te nasze ciągnące się jakby w nieskończoność dialogi. Drążyłam Twój umysł jak kropla wody skałę... Powolutku, cierpliwie i nieświadomie. Przenikałam twoją duszę i twój umysł. Traciłeś kontrolę. Coraz trudniej było przerwać ci rozmowę. Czekałeś, aż ja pierwsza wyjdę z sieci. Spieszyłeś się na ważne spotkanie, ale czekałeś. Pisałeś, że patrzysz jak odchodzę.
-         Ubieram się... – przeczytałam.
-         A byłeś rozebrany? – wystukałam śmiejąc się na głos.
Jejku, gdyby w tym momencie ktoś patrzył na mnie z boku... O nie... Wolałabym nie znać jego zdania o kobiecie śmiejącej się do monitora komputera.
-         Zakładam płaszcz, a ty?
Czy to nadal tylko gra? Wmawialiśmy sobie, że wszystko jest w porządku. Dwa światy: twój i mój. Twoja żona, dzieci, praca, dom. Mój mąż, dzieci i życie wypełnione setkami obowiązków... Trzeba przecież zrobić wszystko, aby najbliżsi byli szczęśliwi i może nawet nieważne jakim kosztem...
Do naszych rozmów zaczęła wkradać się codzienność. Niepostrzeżenie, jakby przemycana wśród żartów i przekomarzania się... Codzienność, której cząstki odnajdywaliśmy w każdym słowie, a raczej w każdym wyrazie wystukiwanym na klawiaturze.
         Niekiedy wyglądało to tak, jakby aktor nagle odrzucił maskę, by później ponownie szybko ją założyć... Jakby poczuł zażenowanie, że zapomniał o czymś tak istotnym. Tyle że ta maska, przywdziewana niemal bez przerwy, zaczynała jakoś idiotycznie męczyć. Coraz częściej zrzucałeś ją i przez ułamki sekundy widziałam twoją prawdziwą twarz... Oblicze, które odkrywałam dzień po dniu... Milimetr po milimetrze.
Cierpliwie wprowadzałeś mnie w wirtualną rzeczywistość. Uczyłeś mnie zasad, którymi należy kierować się podczas zabawy w sieci... Tyle że – co dziwniejsze – dotąd jakoś nie zauważyłam, by ktokolwiek przestrzegał jakichś niepisanych reguł. Żadna z dotychczas poznanych przeze mnie wirtualnych postaci nie przejawiała najmniejszej troski o tych, których spotykała w sieci. Egoizm, egoizm i jeszcze raz egoizm. Do tej pory każdy pisał  o tym, że najważniejsza jest dla niego po prostu dobra zabawa. Maleńkie kłamstewka rodziły duże kłamstwa...
        Twoja zasada była prosta: nie krzywdzić. Tylko czy sam jej zawsze przestrzegałeś? Coraz bardziej zaskakiwały mnie cechy charakteru, które w tobie zaczynałam dostrzegać. Kogo jak kogo, ale ciebie – po takim, a nie innym, wstępnym etapie naszej znajomości – na pewno nie podejrzewałabym o nie.
Całkowicie odrzuciłeś swoją maskę, a razem z nią oboje pozbyliśmy się resztek czujności. To wówczas powinniśmy spostrzec, że coś jest nie tak, jak być powinno. Pytania i odpowiedzi. Dziesiątki, setki, tysiące... Po nich następne... W ten sposób wkroczyliśmy wspólnie na bardzo niebezpieczną drogę poznawania siebie od innej strony...

        W chwili, gdy zaczęliśmy rozmawiać o życiu osobistym, przestały istnieć dla nas tematy tabu.
-         Czy zdradzasz męża?
         Uśmiechnęłam się do siebie. Kolejny dowód na to, co w twoim życiu stoi bardzo wysoko w hierarchii ważności. Ciekawa byłam jakiej odpowiedzi się spodziewałeś.
-         Nie, nigdy tego nie zrobiłam i nigdy tego nie zrobię.
         I w sumie wtedy pomyślałam, że skoro tobie wolno zadawać tak osobiste pytania, to dlaczego ja miałabym być gorsza. Dla mnie wierność była czymś oczywistym, dla ciebie – nie. Zrozumiałam to już dawno... Wcześniejsze twoje wypowiedzi dawały mi podstawy do innego sformułowania pytania. Wiedziałam, jaka byłaby odpowiedz, gdybym zapytała po prostu „Czy zdradziłeś żonę?”. Szkoda więc czasu, by pytać o rzeczy oczywiste.
-         Czy często zdradzasz żonę?
         Ciekawość? Być może, ale dla mnie było to raczej chęcią lepszego poznania ciebie, twojego sposobu myślenia. A może liczyłam na to, iż dzięki tobie zrozumiem tę jakby obcą rasę – mężczyzn?
         Nie wyczułam w tobie jakiegoś specjalnego wahania przed udzieleniem odpowiedzi... Może tylko ledwie zauważalna cząstka minuty na zastanowienie.
-         Hmm, ostatnio to chyba było ze trzy miesiące temu.
         Czy czegoś takiego oczekiwałam? W końcu przecież niezupełnie odpowiedziałeś na moje pytanie... A mnie coraz bardziej intrygowało, jak ty patrzysz na zdradę. Jakie znaczenie ma ona w twoim życiu i tym samym jakie znaczenie ma dla ciebie miłość. W końcu przecież byłeś żonaty i nie wierzyłam, że ożeniłeś się i miałeś dzieci z kobietą, która była ci obojętna. Tak więc coraz bardziej interesował mnie twój punkt widzenia. Może również między innymi dlatego, że głęboko we mnie drzemały pewne zasady... A może to nie tyle zasady, co przekonania tkwiące we mnie, w moich myślach? Nigdy dotąd nie potrafiłam – i nadal nie potrafię – wyobrazić sobie pójścia do łóżka z facetem, do którego nie czułabym nic więcej poza namiętnością czy chwilowym zauroczeniem.
        I właśnie zupełnie niespodziewanie pojawia się możliwość skonfrontowania mojego – jakby co niektórym się wydawać mogło – staroświeckiego podejścia do rzeczy, z twoim – jakże odmiennym. Drążyłam więc temat próbując dokonać szczegółowej analizy, jak na umysł typowo ekonomiczny przystało.
       - No nie mów mi, że to zawsze były tylko przelotne związki, w których nie było miejsca na żadne uczucia.
       Miałam wrażenie, że z trudem tłumisz w sobie śmiech... Swoją drogą, jak coś takiego można wyczuwać poprzez sieć? Nie potrafię tego wytłumaczyć...
       - Jasne, że przelotne. I trzeba wiedzieć, kiedy takie znajomości skończyć. Niepotrzebne mi panienki wzdychające z miłości i może próbujące rozpieprzyć mi rodzinę.
       Pomimo całej mojej tolerancji nie docierały do mnie twoje tłumaczenia, że tak jest najwygodniej i najbezpieczniej. Ha ha, znowu zobaczyłam w tobie bożyszcze kobiet, ale w sumie niby dlaczego to one miały się w tobie zakochiwać a nie ty w nich?
       - Spotykamy się raz, drugi, trzeci i jest cudownie, a potem każde idzie w swoją stronę. Od razu stawiamy sprawę jasno, że zależy nam tylko i wyłącznie na seksie, na spędzeniu kilku miłych chwil, a potem do widzenia. Jeśli nam się spodoba, to możemy jeszcze kiedyś się spotkać. Jeśli nie... Cóż... Nic na siłę...
       Tak, już raz to słyszałam od ciebie... Ale chyba mógłbyś mi to wbijać do głowy w nieskończoność, a dla mnie pewnie nadal pozostałoby to jakąś białą plamą... Typowo męskie spojrzenie – pomyślałam. Gdzieś na marginesie wspomniałeś jeszcze, że żona nie pozostaje ci dłużna. Z upływem czasu zastanawiałam się, czy nie dodałeś tego na swoje usprawiedliwienie. Może nie chciałeś być w moich oczach takim cholernie zimnym draniem? Nie wiem... Zresztą to nie miałoby żadnego znaczenia.


       I w ten sposób brnęliśmy coraz bardziej w głąb naszych dusz. Nieustannie zwracałeś mą uwagę na to, że w sieci łatwiej zranić drugiego człowieka. Granice pomiędzy światem realnym     a wirtualnym są zbyt płynne. Do takich wniosków jednak dochodziłam sama, bo ty nie powiedziałeś mi o tym... Teraz myślę po prostu, że sam nie zdawałeś sobie sprawy z zagrożeń wiążących się z różnymi znajomościami z sieci. Powtarzałeś prawie do znudzenia, że wszystkie chwyty są dozwolone, poza jednym: krzywdzeniem innych. Do znudzenia zaznaczałeś, że nie wolno zadawać nikomu bólu. A ja pamiętałam i uczyłam się. Dawno przyjęłam zasadę, że nie będę kłamała. Jeśli czegoś nie chciałam mówić – po prostu nie mówiłam, ale nie wymyślałam nieistniejących faktów. 

1 komentarz: