Nie ukrywam, że gdy termometr za oknem wskazuje 27 stopni C w cieniu, ostatnią rzeczą o jakiej marzę jest ślęczenie w kuchni. Każdy, kto jednak musi przygotować ciepły posiłek, ma na takie dni niejedną alternatywę... Dla mnie jednym z rozwiązań są dania babci Zosi firmy SYS. Wcześniej wspomniałam już o plackach ziemniaczanych, a dziś chciałabym wspomnieć o mojej ulubionej zupie z dań babci Zosi, czyli BARSZCZU UKRAIŃSKIM :)
Co takiego zachwyca w tych daniach? Niewątpliwie to, że są proste w przygotowaniu, ale jak dla mnie niezmiernie ważne jest to, że nie są naszpikowane chemią.
„Barszcz ukraiński z suszonych warzyw. (…) Użyte w
zupach warzywa sami uprawiamy i suszymy (…)” I jak tu nie ulec czarowi tego
cudeńka? Tylko naturalne składniki, bez konserwantów, aromatów, chemicznych
wzmacniaczy smaku… Jednak każdy wie, że skład
to jedno, a smak drugie i bywa, że człowiek się rozczarowuje. Pomimo więc całego
mojego zapału do przygotowania Dania Babci Zosi pozostawał ten margines
wątpliwości: co z tego wyniknie i czy da się zjeść. Samo jednak się nie
ugotuje, więc przystąpiłam do działania – zgodnego z instrukcją na opakowaniu.
Zawartość torebki z warzywami wsypałam do 1 litra
zimnej wody dodając łyżkę oleju. I tu już miła niespodzianka, bo te suszone
warzywa to były takie sympatyczne kawałki, a nie jakieś bezkształtne zmiażdżone
wióry. Następnie trzeba było gotować to cudo przez 20 minut od zawrzenia i z
przyjemnością patrzyłam, jak wspaniale bezbarwna do tej pory woda nabiera
kolorów. Po tych 20 minutach dodałam mieszankę przypraw, ale zanim ją dodałam
musiałam nawdychać się tego czarodziejskiego aromatu… Poczułam się, jakbym naprawdę
przeniosła się do starej babcinej kuchni w małym domku pod lasem, z dala od
zgiełku i ulicznego brudu. Po dodaniu przypraw jeszcze tylko 5 minut i barszcz
gotowy… Tak cudownie pachniał i wyglądał, że nie mogłam powstrzymać się, by od
razu nie posmakować. Smak dorównywał aromatowi roznoszącemu się po kuchni, więc
czym prędzej położyłam jeszcze na każdym talerzu po łyżce gęstej kwaśnej
śmietany, wymieszałam i dumnie zaniosłam domownikom. Zobaczyć te błogie miny –
bezcenne.
Jedyny malutki minusik jest taki, że na opakowaniu
było zaznaczone, że jest to opakowanie na 4 osoby. Producent jednak chyba nie
pomyślał, że coś tak smacznego to chce się jeść i jeść, więc myślę, że
faktycznie wystarczy zaledwie na 3 talerze, ale oczywiście za to pełne.
Ps. Gdyby ktoś zaczął szperać w necie to znajdzie właśnie taką moją recenzję :) Oświadczam, że TO MOJA OPINIA, a nie plagiat :)
Kochana a gdzie takie zupki kupujesz? ja jeszcze nigdzie ich nie widziałam :(
OdpowiedzUsuńAguś, u mnie niestety też ich nie ma :( Pozostaje sklep internetowy, a tam nieraz bywają ciekawe promocje :) a o promocjach najczęściej piszą na swoim fanpage'u :)
Usuń